poniedziałek, 21 maja 2018

A kiedy ktoś cię poprosi do tańca, to nie odmawiaj, bo to brzydko!



Lubię myśleć, że doświadczam w życiu prawdziwego luksusu, jakim jest spotykanie na swojej drodze odpowiednich ludzi. Nie ze wszystkimi mogę się polubić. Ze zdecydowaną większością nie łapię chemii towarzyskiej, część mnie zwyczajnie drażni, ale to nie zmienia faktu, że od każdego zabieram coś, co ma mniejszy lub większy wpływ na mnie. Ludzie potrafią być fajni. A już w ogóle najbardziej na świecie wzrusza mnie, kiedy potrafią być bezinteresownie zaangażowani w pomoc innym albo zwyczajnie, tak po ludzku dobrzy. 

Trochę ostatnio gadam z dziewczynami. Nie są to pseudointeligenckie wielogodzinne dysputy, które prowokują oświecone wypowiedzi i błyskotliwe refleksje. Nie siadamy nad winem, nie odtwarzamy scen z "Seksu w wielkim mieście" ubrane w sukienki nadmiernie obcisłe i ciut przykrótkie, by były wygodne, a stłumione światło lamp nie ślizga się po naszych idealnie wydepilowanych nogach. To bardziej takie moje spontaniczne gromadzenie reakcji na różne zdarzenia – kolekcjonuję je jako przyjemne olśnienia. I wiecie co? Ja naprawdę kocham kobiety. Ale równie mocno, co je kocham, jestem na nie wkurwiona. Bo parafrazując klasyka – kobiety kobietom zgotowały ten los.

Wkurza mnie, że całe to nasze wyzwolenie, emancypacja i solidarność jajników zawsze muszą mieć jakieś granice. Strasznie podobają się nam te wszystkie ruchy z ciałopozytywnością w nazwie. Wkurza mnie, że podziwiam kobiety, które pokazują zdjęcia nieogolonych części swojego ciała, ale sama w życiu nie posunęłabym się do takiej śmiałości. Nie ośmieliłabym się "zaniedbać", bo to przecież nie wypada. Faceci nie lubią zapuszczonych dziewczyn, a dziewczyny lubią podobać się facetom. Żeby tego było mało, Internet nie ułatwia: "Dziewięć fryzur, które podobają się facetom", "Typy kobiet, które podobają się facetom", "Trzy trendy na lato, które na pewno spodobają się facetom". Skóra mi cierpnie na całym ciele i jest mi niedobrze. Już nawet nie dlatego, że według autorek tych bredni na starość pożrą mnie koty, ale dlatego, że to kobiety kobietom to robią.

Nie lubię siebie za to, że naprawdę widzę coś super w tych wszystkich ruchach na rzecz akceptacji swojego ciała. Cieszę się, że jest tyle kobiet, które pokazują, że nie ma niczego złego w fałdkach na brzuchu, w asymetrii ciała, w owłosieniu, w zmarszczkach. Uwielbiam swoje rozstępy na pośladkach – są naprawdę bardzo ładne, ale uwielbiam też moje sztuczne rzęsy i paznokcie. Bogu dziękuję za staniki push-up i wielkie jak spadochrony majtki wyszczuplające, ale coraz częściej traktuję je jako opcję, a nie konieczność. Bo ja naprawdę lubię te wszystkie gadżety – gdybym była facetem, pewnie byłabym transseksualna. Ciągle jednak uczę się tego, że to tylko przedmioty, które ostatecznie nie mają wpływu na to, jaką kobietą jestem.

Albo z innej beczki: ostatnio znajomy pyta, czy się z kimś teraz spotykam. Mówię, że nie. On kwituje, że faceci teraz to pizdy* i pewnie są ślepi. Po jakimś czasie dotarło do mnie, że w zamyśle autora to miał być komplement. Przymykam oko, ale nadal nie widzę w tych słowach niczego przyjemnego. Widzę w nich stereotyp, który zakłada, że każda samotna dziewczyna jest niechciana, że wybór należy do mężczyzny, a ja się mogę najwyżej prężyć na półce w tym markecie zwanym "Życie" i czekać na kogoś, kto mnie łaskawie weźmie do koszyczka zwanego "Relacja". Jestem bardzo młoda, ale ta sytuacja lawiną ściąga na mnie wiele wspomnień. "A jeśli ktoś cię poprosi do tańca, to nie odmawiaj, bo to brzydko!" - dźwięczą mi w uszach zasłyszane kiedyś słowa mojej mamy, a za nimi kolejne sytuacje – jak chociażby ta, kiedy koleżanka nie potrafi powiedzieć chłopakowi "nie", bo nie chce wyjść na złą i niewdzięczną.

Nie jesteśmy łaskawe ani w ocenie samych siebie, ani w ocenie innych dziewczyn. Ta z bogatym doświadczeniem seksualnym to zwykła kurwa, ta z mniejszym to pospolita cnotka. Nie możemy być ładne i mądre jednocześnie. Ta ze sztucznymi rzęsami musi być osiedlową loszką (to o mnie, hehe), a ta bez makijażu to pewnie nudna pipa bez życia towarzyskiego. Dojrzałe kobiety nie lubią młodych, bo mają tę ulotną świeżość. Młode nie lubią dojrzałych, bo są widmem tego, co je czeka po utracie młodości. Nasze dupy są zawsze albo za małe, albo za duże; włosy za krótkie, zbyt kręcone. Makijaż mógłby być mniej lub bardziej intensywny. Jak nam nie wstyd ubrać się tak, że widać nam bieliznę, a wałki tłuszczu odznaczają się pod obcisłym ubraniem? Wciąż dbamy o siebie za bardzo lub za mało. To się nigdy nie kończy. Czy w ogóle warto?

A teraz Ty, osobo, która to właśnie czytasz.
Bez względu na płeć, na kolor i krój majtek.
Spójrz na siebie.
Gdzieś tam jest ktoś, kto totalnie nie widzi tych wszystkich rzeczy, których w sobie nie lubisz i kocha Cię mimo wszystko.
TYLKO GO W SOBIE OBUDŹ!





*bardzo mnie bawią te wszystkie niemiłe określenia, które odnoszą się do narządów kobiecych; dla mnie to żadna obraza, bo nie przyjmuję nawiązań do rzekomej "słabości" kobiet - proszę sobie dla równowagi wyobrazić krwiożerczą waginę, taką "pizdą" każdy chciałby być!