sobota, 24 grudnia 2016

Sześć rzeczy, których nauczył mnie 2016 rok

Bob Dylan śpiewał kiedyś, że kto nie jest zajęty rodzeniem się, jest zajęty umieraniem. Natchnięta (nie wiem, czy jest takie słowo) tymi słowami, zdecydowałam się na coś ważnego. Ponieważ grudzień się kończy, a moim nowym postanowieniem noworocznym jest, żeby nie robić żadnych postanowień, wymyśliłam sobie rozliczenie z mijającym rokiem, który był hojny w doświadczenia nie tylko dla mnie, ale też dla wielu moich bliskich i przyjaciół, z których przygód skorzystałam, zapisując swoje przemyślenia. Zwracam się w nich przede wszystkim do siebie. Oby stały się dla mnie mantrą na przyszły rok. 
Oto lista sześciu rzeczy, których nauczył mnie 2016 rok:


1. Nie musisz być najlepsza, nie musisz nawet być dobra. Po prostu rób swoje, do cholery!
Pierwszy rok studiów upłynął mi pod znakiem walki ze sobą o to, czy bardziej chciałabym pokochać moje studia, czy bardziej chciałabym je porzucić. Już na początku boleśnie uświadomiłam sobie, że jestem lata świetlne za większością roku, że brak mi wiedzy, że prawdopodobnie mijam się z powołaniem, bez względu na to, czym w zasadzie miałoby to powołanie być. Zagubiona i przestraszona, zaczęłam powoli toczyć swój kamień i cóż, mamy już trzeci rok studiów, a ja od roku nie mam lęków. Nadal niechętnie pokazuję to, co robię w ramach zajęć, ale przynajmniej wiem, że pracuję nad sobą i dużo uczę się od innych. Robię swoje i jest dobrze.

2. Ciało ludzkie to maszyna do życia, a nie narzędzie do imponowania innym.
Maszyna, o którą należy dbać, i którą należy utrzymywać w zdrowiu i porządku. Ale nie należy przesadzać, bo nie ma ideałów; bo ludzie bliscy ideałom nie są autentyczni, bo to właśnie rysy sprawiają, że jesteśmy oryginalni i ciekawi. I może i mam żydowski nos, dupę wielkości Federacji Rosyjskiej i kilka innych wad, ale kogo to właściwie obchodzi? Zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie mną zainteresowany, ale i ktoś, kto powie mi zdecydowanie „nie”, przesuwając mnie na tinderze w lewo. Atrakcyjność jest odczuciem sytuacyjnym i bardzo często w drobiazgach zauważam, jak bardzo ktoś jest dla mnie interesujący. Już jakiś czas temu mnie oświeciło, że wysocy, wysportowani i zwyczajnie ładni chłopcy są w mniejszości facetów, którzy byliby w stanie przyprawić mnie o szybsze bicie serca. O czymś to musi świadczyć.

3. Ludzie, z którymi nie umiem się dogadać, niekoniecznie muszą być idiotami.
Oprócz chemii partnerskiej, która pojawia się między ludźmi mającymi się ku sobie, jest jeszcze drugi rodzaj chemii – chemia towarzyska. Czasami zwyczajnie poznajesz kogoś i wiesz, że możesz spędzić z tą osobą kilkanaście godzin i wystarczy wam tematów na ten cały czas. Nie rozpatrujesz tej osoby w kategoriach „kandydat/ka na…”, po prostu się dogadujecie i jest fajnie. Są też tacy ludzie, z którymi zwykła rozmowa przywodzi na myśl zjeżdżanie dupą po nieheblowanej desce. Zupełny brak chemii i porozumienia. Zgubne jest też czasem poczucie, że dyskusja to jakiś rodzaj konfrontacji, z którego wychodzi się tylko jako wygrany lub przegrany. Czasem warto pomyśleć o tym, że dyskusja to świetna okazja na poszerzenie horyzontów i wymianę opinii. Długo się tego uczyłam i nadal czasem mam ochotę komuś przylutować, kiedy próbuje mnie nawracać na swoje racje. Ostatecznie zwykle macham na to ręką.

4. Nie warto popadać w egotyzm. Ludzie i tak prędzej będą cię potępiać niż podziwiać.
Czasami zachowuję się jak wariatka, jak każdy, a przynajmniej jak większość. Jakiś czas temu zauważyłam, że bez względu na skalę i szkodliwość tego, co wyprawiam, ludzie chętniej ganią mnie za drobne głupstwa, których się dopuściłam, zupełnie pomijając dobre i miłe rzeczy, których też od czasu do czasu dokonuję. Ludzie zawsze będą obniżać Twoją wartość. Bez względu na to, jak i czy w ogóle starasz się komukolwiek zaimponować, wiedz jedno – nie warto. Życie życiem, które jest układane pod innych, jest bez sensu. Rób swoje, nie rób nikomu krzywdy i sam dokonuj oceny swojego zachowania. Nie jesteś pępkiem świata – żyj dla siebie, ale i daj żyć.

5. Aerosmith to naprawdę kijowy zespół, ale „Dream On” to mistrzostwo świata.
Ostatnio nawet odkryłam, że rapsy też niekoniecznie są takie złe, jak myślałam. No cóż, może czasem warto przestać być hermetycznym. Trochę luzu nikomu nie zaszkodziło. No, nie licząc ludzi, którzy mają problem z nietrzymaniem moczu.

6. Naprawdę warto uczyć się na błędach innych.
Nie trzeba wpadać przy tym w paranoję, ale naprawdę wielu, wielu rzeczy można się nauczyć od innych ludzi. Nic nie jest tak wartościowe, jak ciągłe doświadczanie ludzi i słuchanie ich. Nie mówię o byciu sępem, żądnym i głodnym sensacji. Po prostu warto otworzyć się na to, co mają do powiedzenia inni, co ich wkurwia, a co ich cieszy. To potrafi być inspirujące. A wiem, co mówię, bo jako wzór egocentryzmu, bardzo ciężko przestawiam się na tryb słuchania innych. Więc cóż, jeśli ja mówię, że warto, to raczej na pewno warto. 


I to by było na tyle. Czy coś wyciągnęłam z tej nauki? I tak, i nie. Jestem bardzo krnąbrną uczennicą, ale uważam, że już sama świadomość pewnych spraw wpływa na to, jak odbieram rzeczywistość, i jak się w niej odnajduję. Czy coś.