środa, 27 października 2021

Odwaga bycia płaczką

Czasem myślę, że wrażliwość to rak na mojej osobowości. Na co dzień staram się wykazywać siłą i dystansem, ale bywają momenty, kiedy wracam do domu i zwyczajnie muszę popłakać. Powodów jest więcej niż komukolwiek mogłoby się wydawać – w pewnym momencie zaczyna cię dołować nawet kończący się krem pod oczy. Moim najbardziej spektakularnym wybuchem płaczu jest (jak dotąd) ten z powodu problemu z zakupem odpowiedniej formy do pieczenia pasztetu. 

Kiedy kilka miesięcy temu napisałam o tym, że zmagam się z nawracającymi epizodami depresji, czułam co najmniej dyskomfort. Bałam się oceny i piętna osoby, która sobie nie radzi. Wiem dobrze, jak takie wyznania rzutują na relacje z ludźmi czy sytuację w pracy. Muszę jednak przyznać, że ten rodzaj obnażenia był dla mnie bardzo oczyszczający. W pewnym momencie dochodzi się do ściany, bo ciągłe chowanie się i udawanie supersiłaczki zaczyna frustrować i męczyć nie tylko psychicznie, ale i fizycznie. Czarę goryczy można opróżnić, nie dopuszczając, by się przelała i zasyfiła wszystko wokół.

Po opublikowaniu tekstu odezwało się do mnie wiele osób. Część po to, by okazać wsparcie – tutaj musiałam popłakać, bo wszystkie przejawy bezinteresownej dobroci poruszają mnie do głębi. Była też pewna liczba osób, które napisały do mnie, żeby przybić wirtualną piątkę, bo czują to samo i też często ukrywają się pod kołderką pozorów. W pierwszym odruchu poczułam radość, że nie tylko ja, ale później zrobiło mi się bardzo przykro, że inni też. Dodam tylko, że tutaj też się musiałam (kurwa) popłakać, bo również wszelkie przejawy bezsensownego ludzkiego cierpienia poruszają mnie do głębi.

Przez całe moje życie nie widziałam, jak moja mama płacze. Jako osoba z wieloma trudnymi doświadczeniami, w moim odczuciu, miała pełne prawo do płaczu; ja natomiast, jako osoba wiodąca całkiem stabilne życie, takiego prawa nie miałam. Zanim dotarło do mnie, że istnieje wiele sposobów na przeżywanie własnej wrażliwości i nikt nie ma wyłączności na płacz, minęło sporo czasu. Nadal uczę się nie odczuwać wstydu przed sobą, kiedy mi się zdarza popłakać. Wiem, że nie trzeba płakać, by być wrażliwym i dobrym człowiekiem, jakim jest moja mama. 

Płacz, w moim przypadku, jest katalizatorem, który przyspiesza oczyszenie się z nadmiaru emocji. Bardzo pomaga mi też otwarcie się na wsparcie innych ludzi czy dawanie wsparcia. Płacz stał się moim sposobem na radzenie sobie z napięciami. Staram się jednak pamiętać przy tym, by wstrzymywać egzaltację i robić to raczej w odpowiednich warunkach. Analogicznie: niektórzy mogą uwalniać się od napięć dzięki onanizmowi, a też niekoniecznie dobrze jest, kiedy robią to w obecności innych osób.

Myślę, że warto jest dawać sobie (i innym) prawo do wrażliwości. Nawet wtedy, kiedy znajdzie się ktoś, kto uzna to za słabość. W gruncie rzeczy prawdziwą siłą jest szczerość i odwaga bycia płaczką lub płaczkiem. Trzymam więc za siebie kciuki i wierzę, że przyjdzie dzień, kiedy będę sobie mogła popłakać bez wstydu. 

PS Mój partner prosił, żebym napisała coś o tym, że jest super. Umieszczam zatem informację potwierdzającą jego superowość.